Ułatwienia dostępu

uczniowie II LO Krasnystaw

II wojna światowa odcisnęła piętno na każdym rodzaju sztuki. Jej temat został podjęty przez artystów na wiele różnych sposobów i przedstawiony z wielu odmiennych perspektyw.

Angelika Samoraj, kl. III A 

W większości przypadków, niezależnie od tego, kim są główni bohaterowie ich dzieł - żołnierzami, artystami, dziećmi - łączy je jeden czynnik, dzisiaj dla wszystkich tak oczywisty: przekonanie o niszczycielskiej sile wojny. Poniżej, na podstawie kilku przykładów filmowych, pragnę potwierdzić, że wojna jest złem. Prowadzi do śmierci milionów ludzkich istnień, ogromnych zniszczeń materialnych, ma również wyjątkowo zgubny wpływ na tych, którzy pośrednio lub bezpośrednio są jej świadkami - jest dnem naszej cywilizacji.

„Kanał” i „Miasto 44”

Fabuła "Kanału" Andrzeja Wajdy została umiejscowiona na tle powoli wygasającego powstania warszawskiego. Dotyczy ostatnich dramatycznych chwil życia członków oddziału Armii Krajowej. Wobec przytłaczającego naporu wrogich sił, porucznik Zadra zmuszony był przedostać się wraz ze swymi ludźmi kanałami do wciąż broniącego się Śródmieścia. Nie było to łatwe zadanie ze względu na panujące w nich warunki oraz czyhające zewsząd zagrożenia.

Wajda prawdopodobnie nakręcił jeden z najbardziej pesymistycznych filmów europejskiej kinematografii, ponieważ giną w nim prawie wszyscy uczestnicy upokarzającej przeprawy, na co wskazuje już sam wstęp. Śmierć spotkała ich w różnych okolicznościach: najwrażliwszy, Michał, dostał obłędu; „Stokrotka” i „Korab” z trudem dotarli do wylotu kanału nad Wisłą, tylko po to, by odkryć, że został zakratowany; jeszcze inna postać, Mądry, wydostał się na powierzchnię, ale trafił prosto w ręce Niemców, podobnie jak większość jego kompanii. Sytuacje, w jakich się znaleźli, przepełnione są beznadzieją. Nie zginęli śmiercią heroiczną, lecz po wielogodzinnym, wycieńczającym brodzeniu w ekskrementach. Poza faktem, że ludzie podczas wojennej zawieruchy umierali masowo, warty zwrócenia uwagi jest sam sposób tego umierania, który często był obdarty z wszelkiej godności, należącej się każdemu człowiekowi.

***

Nieco bardziej panoramiczną wizją powstania warszawskiego jest film Jana Komasy, "Miasto 44". W nim również akcja przez jakiś czas rozgrywa się w podmiejskich kanałach, tylko „Koraba” i „Stokrotkę” zastąpili Stefan i „Biedronka”. Połączyło ich dość silne uczucie w momencie do tego najmniej odpowiednim. Jak się jednak okazuje, miłość była wtedy nawet ważniejsza niż w czasach pokoju, kiedy może spokojnie rozkwitać na stałym, spokojnym gruncie. Miłość do ojczyzny lub do drugiej osoby popychała młodych powstańców do działania nawet wtedy, gdy entuzjastyczny zryw przerodził się w horror.

Komasa, dysponując sporym budżetem, bardzo realistycznie pokazał ruiny, jakie zostały po Warszawie u schyłku powstania. W niektórych ujęciach zaatakował bardzo dosłownymi i drastycznymi obrazami, jak np. deszcz krwi i ludzkich organów po wybuchu niemieckiego czołgu-pułapki, czy ogromne stosy nagich zwłok, pozostałościach po likwidacji szpitala. Tymczasem bardziej przemawiającym do mnie obrazem wyniszczenia była sama postać Stefana, który stracił najbliższą rodzinę, dom, najlepszych przyjaciół, zdrowie i resztki pogody du- cha. Jak potoczyły się dalsze losy Biedronki można się tylko domyślać, lecz wiele wskazuje na to, że została zgwałcona i zabita przez Niemca, który znalazł ją w feralnym szpitalu, a Stefan tylko wyobraża sobie, że jest przy nim i razem przyglądają się płonącej Warszawie (w miarę zmieniania się krajobrazu w tle, widać, że siedzi sam). Można więc o nim bez wątpienia powiedzieć, że wojna odebrała mu wszystko, co jest w życiu cenne.

„Pianista”

Podobny los spotkał Władysława Szpilmana. To na podstawie jego książki autobiograficznej Roman Polański nakręcił słynnego "Pianistę". Dzieło to obejmuje lata od wybuchu, aż do zakończenia wojny i powrotu do normalnego życia. Rozpoczyna się sekwencją, która osobliwie przedstawia człowieka, jakim był wtedy Szpil- man - właśnie grał on Nokturn Cis-Moll Chopina dla Polskiego Radia, kiedy na Warszawę spadły pierwsze bom- by. Pomimo tego, wciąż kontynuował i pewnie grałby do końca, gdyby tylko jeden z pocisków nie trafił w elektrownię, w wyniku czego zabrakło prądu i studio radiowe ucichło. Podczas ewakuacji oddawał się jeszcze nie- winnemu flirtowi. Złem wydaje się już samo przerywanie gry instrumentalisty i tak brutalne ucinanie akordów przez wojenną dysharmonię, będącą jakby zakłóceniem pewnej odwiecznej ciągłości. Musiało minąć 6 długich lat, by mógł na nowo podjąć urwaną melodię. W międzyczasie zobaczył i przeżył tyle, że nuty, choć przecież te same, brzmiały już nieco inaczej. Cały trud i cierpienia, jak i radość z bycia - w końcu - na właściwym miejscu, zapisują się w muzyce, porozumiewawczych uśmiechach i spojrzeniach wymienianych z kolegą sprzed wojny.

Ekranowy Szpilman został przedstawiony po części jako zwykły człowiek i po części jako artysta nie- przygotowany do czasów, w których przyszło mu żyć. Jednostka wrażliwa i wojna - to się ze sobą nie łączy. Kon- trast ten widać jak na dłoniach1. Dłonie Pianisty nie są stworzone ani do ciężkiej pracy, ani do walki. Są długie, białe i tak delikatne, jakby jedna drugą wyrzeźbiła z mydła - czasami wymykają się i fruwają mu nad niewidoczną klawiaturą niby dwa białe ptaki2. Pod względem historycznym był bardziej obserwatorem niż aktywnym uczestnikiem, co odróżnia go od poprzednich bohaterów w tym wypracowaniu, może z wyjątkiem Michała z „Kanału”.

Styczność z bronią miał jedynie przy jej szmuglerce, działania z jej użyciem oglądał z okna. Wszystko wydawało się mu przytrafiać, jakby był wystawiony na podmuchy wiatru, które raz zapędzały go w jednym kierunku, a raz w drugim. Zazwyczaj tak się składało, że przypadkowo znajdował się we właściwym miejscu lub trafiał na właściwych ludzi, co ratowało mu życie. Nawet jako Robinson warszawski, kiedy - o ironio! - ukrywał się w budynku będącym kwaterą niemieckiego oddziału wojskowego, znalazł przyjaciela wśród wrogów w postaci Wilma Hosenfelda.

Romanowi Polańskiemu, podobnie jak Komasie, udało się oddać ogrom zniszczeń wyrządzonych stolicy naszego kraju. Przyczyniła się do tego jedna, charakterystyczna scena, której kadr widnieje na plakacie filmu. Wydarzyła się ona wtedy, gdy Szpilman uciekając przed Niemcami podpalającymi budynki po stłumieniu po- wstania z trudnością przeszedł przez mur i to, co zobaczył po jego drugiej stronie, to ciągnące się aż po horyzont opustoszałe ruiny, w miejscu, gdzie wcześniej tętniło życie. Poza tym, widz jest świadkiem tragedii masowej i tragedii poszczególnych jednostek na tę masę się składającą oraz licznych szokujących wydarzeń, jak wyrzucenie przez okno starszego człowieka na wózku inwalidzkim za to, że nie może wstać na rozkaz, czy egzekucje, podczas których ludzi zabijano jak psy. Najbardziej z nich wszystkich wpłynęło chyba jednak na Szpilmana zakatowanie chłopca przedostającego się przez mur getta, który zmarł na jego rękach. Możliwe, że to doświadczenie przyczyniło się do uodpornienia go na widok śmierci, ponieważ płaczącego można go zobaczyć podczas całego filmu tylko po utracie rodziny. Trudno posądzać go o zobojętnienie, kiedy przechadzając się ulicami po żydow- skiej stronie Warszawy można było potykać się o zwłoki. Podczas wojny śmierć była na tyle powszechna, że ludzie przyzwyczaili się do jej widoku - jest to kolejny, haniebny przejaw zła.

„Chłopiec w pasiastej pidżamie” i „Dziecko wojny”

W filmie "Chłopiec w pasiastej pidżamie" Marka Hermana nie ma raczej postaci na miarę Wilma Hosenfelda, która potwierdziłaby, że tzw. dobry Niemiec nie jest żadnym mitem. Ukazuje za to, że ludzie ponoszący odpowiedzialność za jakąś część Holocaustu też byli ludźmi. Jest to o tyle ważne, że w podświadomości naszego społeczeństwa zapisali się bardziej jako bestie niezasługujące na szlachetne miano człowieka. Mieli swoje żony, dzieci, domowe zwierzątka, reprodukcje obrazów na ścianach, kwiaty doniczkowe i ogródki warzywne, choć nie zawsze potrafili się tym wszystkim cieszyć. Może więc niekoniecznie trzeba być nieobliczalnym psychopatą, by być zdolnym do rzeczy, które oni robili? Może w każdym z nas są mniejsze lub większe pokłady zła, a "człowiek" jest wynikiem wieloletniej pracy nad sobą i ewoluowania?

Wracając do filmu, jego bohaterem jest ośmioletni chłopiec, Bruno, syn SS-mana. Jest normalnym dzieckiem, niewinnym jak dziecko tylko być może. Nie istnieją dla niego jeszcze żadne ideologie, religie, poważne konflikty, wojny, cierpienie czy śmierć, którymi dorośli uparcie zaprzątają sobie głowy. Jego świat opiera się na zabawach z kolegami i poznawaniu tego niezrozumiałego wymiaru, na który składają się wyżej wymienione pojęcia . Jednak pierwszy z filarów - koledzy - zostaje mu odebrany, ponieważ ojciec otrzymał nową, prestiżową posadę, wymagającą przeprowadzki do obcego miejsca, gdzie nie ma się z kim bawić. Z okien nowego domu można zobaczyć ciemny dym unoszący się z jakichś dziwnych kominów, ale ani żona nowego komendanta obozu koncentracyjnego, ani jego starsza córka, zaślepione hitlerowską propagandą, nie domyślają się na czym polega nowa praca głowy ich rodziny.

Chłopiec, pomimo przestróg matki, w głębi duszy kryjącej jeszcze nieskonkretyzowane podejrzenia, wy- szedł poza bezpieczny obszar naprzeciw nieznajomemu. W ten sposób doszedł aż do dziwnej farmy otoczonej ogrodzeniem z drutu kolczastego, gdzie ludzie cały dzień chodzą w pidżamach. Zaprzyjaźnił się ze Szmulem, mieszkańcem farmy i w ramach dziecięcej solidarności przedostał się na drugą stronę ogrodzenia, włożył pasiasty strój, po czym zginął razem z nim w komorze gazowej. Tak oto bestia ugryzła własny ogon, a nieczuły SS-man zapłakał.

***

Niemal zupełnym przeciwieństwem Bruna jest Iwan, bohater radzieckiego dramatu w reżyserii Andrieja Tarkowskiego pt. "Dziecko wojny", i to nie tylko ze względu na to, że obaj wywodzili się z wrogich sobie nacji. Iwan jest przykładem destruktywnego wpływu wojny na ludzi, a szczególnie dzieci, ze swoimi giętkimi umysłami narażonymi na kształtowanie przez negatywne czynniki. Został poddany gruntownej reedukacji. Był Białym Kłem tresowanym przez wojnę na Wilka-Atletę3 napędzanego gniewem i nienawiścią. Gardził Niemcami, ale gdyby zmienili się przeciwnicy na froncie, gdyby na ring zapędzono innego psa, a każąca ręka wskazałaby go palcem, nie odczułby żadnej różnicy. Choć miał jeszcze szczęśliwe wspomnienia z życia przedwojennego, starał się je wyprzeć ze swojej świadomości, bo tylko utrudniały mu funkcjonowanie w zastanych warunkach. Przychodziły do niego we śnie idylliczne obrazki jego matki i siostry, przeradzające się następnie w koszmary. Kiedy się budził, czuł się nieswojo i niepewnie, rodziły się w nim wątpliwości, a przecież chciał być twardy jak stal i traktowany poważnie – wspomnienia mu w tym przeszkadzały.

Choć niektórzy odpowiedzialni za niego żołnierze okazywali mu dobroć, nie poddawał się w pełni oswajaniu. Przede wszystkim trawiła go żądza zemsty za doświadczone okropności - poza tym, że stracił dom i rodzinę, przez pewien czas był przetrzymywany w obozie koncentracyjnym, z którego uciekł. To wtedy trafił w „opiekuńcze” ręce rosyjskich partyzantów. Niektórzy rzeczywiście się nim opiekowali, np. Galcew. Widział w nim dziecko, dostrzegał jego cierpienie i deformacje, jakie w nim zaszły w okresie wojny. Współczuł mu. Podpułkownik Griaznow usiłował odesłać go do szkoły wojskowej, gdzie byłby bezpieczny - z marnym skutkiem, gdyż chłopak znów uciekł. Nie zmieniało to jednak faktu, że młody zwiadowca stanowił wielką wartość dodatnią dla armii: dzięki swojej zręczności, sile i niewielkich rozmiarach był w stanie dotrzeć tam, gdzie dorośli nie mieliby szans przedrzeć się niezauważeni. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że był eksploatowany, a pomimo tego nie podjęli stanowczych kroków. Ich sumienia uspakajał entuzjazm, z jakim Iwan wciąż pchał się na front i wywiązywał ze swoich obowiązków. Poczuwał się do bycia żołnierzem, więc dlaczego mieliby mu tego odmówić? Gdyby nie był zwiadowcą, pewnie znalazłby sobie jakiś inny sposób wyładowywania negatywnej energii.

Zabrali go więc ze sobą, pomimo obaw, na kolejną misję, z której już nie powrócił. Nikt nie wiedział co się z nim stało, dopóki Galcew nie trafił po zakończeniu walk, zupełnie przypadkowo, na dokument potwierdzający, że Iwan został podczas tamtej misji przechwycony przez wrogie siły i skazany na powieszenie. Można sobie zadać pytanie, co by było, gdyby jednak przeżył? Czy tak zaszczuty za młodu wilk byłby w stanie odnaleźć się w nowej rzeczywistości? Czy możliwe byłoby rozmiękczenie gliny, którą świat tak nieżyczliwymi urabiał rękami i nadanie jej nowego, piękniejszego kształtu?4

***

Na podstawie perspektyw powstańca, artysty i dziecka można mówić o różnych negatywnych skutkach wojny i przejawach jej zła. Są to m.in. niezawinione śmierci5 milionów osób, często w podłych warunkach, które stały się częścią codzienności, przez co przestały nawet wzbudzać emocje; stracenie wszystkiego, co naprawdę w życiu się liczy przez tych, którym udało się przeżyć; ciągłe narażanie na niebezpieczeństwa bez- bronnych istot, wszechobecna degeneracja itp.

Niektórzy zakładają, że istnienie wojen jest naturalnie unormowane, że są częścią skomplikowanego łań- cucha bodźców, reakcji i rozmaitych wzajemnych oddziaływań międzyludzkich, ciągnących się na przestrzeni lat/dekad/całych epok. Mają swoje pozytywne, długofalowe skutki, bo zmuszają ludzkość do weryfikacji swoich osiągnięć i miejsca, w jakim się znalazła, co następnie sprzyja dalszemu rozwojowi. Jednak minusy rzucają cień na plusy. Wojna jest złem, końcem pochyłej spirali6. Ostatnia z największych, II wojna światowa, była źródłem niewyobrażalnych szkód niemal dla każdego, kogo tylko dotknęła, nieważne po jakiej stronie konfliktu się znajdował czy też był neutralny. Szkody te nie zaistniały jedynie w wymiarze fizycznym, ale też psychicznym, co dla wielu wykluczyło powrót do normalności i jakikolwiek rozwój.


1 Wiem, że powinno być „jak na dłoni” – celowy zabieg.

2 Opis Hardinga z „Lotu nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya: „Jego dłonie są długie, białe i tak delikatne, jakby jedna drugą wyrzeźbiła z mydła – czasami wymykają się i fruwają mu przed twarzą niby dwa białe ptaki, dopóki tego nie zauważy i nie uwięzi ich między kolanami; wstydzi się, że ma takie ładne ręce.”.

3 „Palce warunków spełniły swe dzieło aż nadto dobrze: ulepiając glinę w kształt Wilka-Atlety, drapieżcy i okrutnika, nie znającego co znaczy wziąć lub ofiarować miłość.”.

4 Kolejne, sklejone zdania o „glinie” z powieści Jacka Londona: „Taka była glina jego istoty, świat zaś nieżyczliwymi urabiał ją rękami.” oraz „Teraz pod nową konstelacją, palce warunków zrazu ugniatać poczęły i modelować glinę, rozmiękczając to, co stwardniało, i nadając kształt nowy, piękniejszy.”.

5 „Niezawinione śmierci” – od tytułu jednej z książek Williama Whartona.

6 Od tytułu albumu koncepcyjnego z 1994 roku amerykańskiego zespołu Nine Inch Nails o tytule „The Downward Spiral” (z ang. pochyła lub opadająca spirala), opowiadającego o staczaniu się pewnego człowieka i czynnikach, jakie miały na to wpływ.