„Oj! Nie mogę się zatrzymać!” w reżyserii Z. Rybczyńskiego to film niewątpliwie interesujący, choć bardzo prosty. Chwilami przypomina wręcz amatorską produkcję.
W tym miejscu należałoby wspomnieć, o czym ów film jest. Jednak to niemożliwe – tak naprawdę nie wiadomo, co twórca miał na myśli, trudno nawet określić, czy obraz wywarł wrażenie pozytywne, negatywne, obojętne. Nie wiemy, kim, a może czym, jest bohater filmu. Bazujemy na tym, co jesteśmy w stanie zobaczyć z jego perspektywy; informacji dostarcza również ścieżka dźwiękowa.
Film nakręcono na jednym ujęciu. Akcja rozpoczyna się w lesie, potem przenosi się do miasta. Początkowo obraz przesuwa się powoli, dźwięki są kojące, naturalne. Wraz z rozwojem wydarzeń - jeśli można w tym wypadku użyć takiego określenia - wszystko staje się bardziej dynamiczne, przyspiesza. Dźwięki są intensywniejsze, nieprzyjemne, zdaje się, że ranią uszy. Całość osiąga punkt krytyczny, aż wreszcie…
Bezsprzecznym atutem jest zakończenie. Pozwala ono na swoisty oddech, ponieważ film pod koniec staje się nieco męczący. Pędząca kamera oraz towarzyszące temu wrzaski, trzaski, odgłosy gniecenia blachy etc. wyczerpują widza. Po napisach końcowych następuje chwila osłupienia… I przychodzi pytanie: co to było?
Bez wątpienia „Oj!...” zmusza do zastanowienia, podjęcia próby pójścia tokiem myślenia autora, odgadnięcia, co chciał przekazać odbiorcom. Można to interpretować na różne sposoby, nawet najbardziej wydumane. Sama postać zagadkowego bohatera nie daje spokoju. Czy bohater to potwór, który niszczy mimowolnie, czy cywilizacja, rozwijająca się coraz szybciej, a może człowiek zmuszony do życia na wysokich, wciąż zwiększających się obrotach? A jeśli chodzi zupełnie o coś innego? Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Rybczyński potraktował ten film jako rodzaj eksperymentu. Nakręcił „coś” bez głębszego sensu, licząc, zresztą całkowicie słusznie, że widzowie sami dorobią ideologię do tego, co zobaczą.
Ilu oglądających, tyle opinii. Jest to obraz, którego nie da się jednoznacznie określić, zaszufladkować. Pozostaje mi tylko zachęcić do obejrzenia!
Magdalena Krupa, kl. II A